niedziela, 21 lipca 2013

Historia jednej sukienki


"I like my money right where I can see it ... hanging in my closet " Carrie Bradshaw. Myślę, że niejedna kobieta może uznać ten cytata jako swoje motto "modowe". Na pewno zdarzyło się Wam posiadać pewną rzecz, na którą bardzo długo się "chorowało", zbierało grosz do grosza, a później ją zakupić i dumnie powiesić w szafie, bądź odłożyć do jakiejś x szuflady. I tak, po jakimś czasie, przypomni nam się o tym cudzie. Rok po zakupie, a nawet i dłużej. Sama świadomość, że ma się jednak tę wymarzoną rzecz budzi w nas poczucie pewnego rodzaju, płytkiego bezpieczeństwa. Tak nasza natura. Lubimy gonić króliczka. Lubimy na coś czekać, odliczać dni w kalendarzu na jakieś niezwykłe wydarzenie, odkładać oszczędności na wymarzoną podróż. W tym cała frajda, oczekiwanie na coś nowego, nieznanego. Właśnie mija pierwsza połowa lipca, okres wakacyjny. Ja na swój urlop jeszcze muszę cierpliwie poczekać, czas rozpocząć odliczanie w kalendarzu... W dzisiejszym poście chciałabym przedstawić stylizację z moich zeszłorocznych wakacji. Historia jednej sukienki, na którą czaiłam się bardzo długo, a która miała jedno swoje wyjście na urlopie w Tunezji. Myślę, że zaprezentowała się całkiem nieźle, a teraz bezpiecznie spoczywa w szafie, czekając i odliczając razem ze mną dni do kolejnego urlopu. 


1 komentarz:

  1. tez mam ubrania, ktore nadaja sie na konkretna okolicznosc, okazje, miejsce. a czesto nawet juz nie, ale i tak nie umiem sie z nimi rozstac :)

    kolor piekny, zaluje, ze ja sama kiepsko wygladam w pastelac.

    OdpowiedzUsuń